poniedziałek, 4 lutego 2013

WYNIKI KONKURSU XD

Tak, więc podjęłam już dosyć trudną decyzję związaną z konkursem. Na prawdę było mi ciężko bo podesłaliście mi na prawdę świetne praca, ale cóż zawsze trzeba podjąć tą decyzję. Zaraz wkleję wam pracę zwyciężczyń, ale mam jeszcze pytanie, czy mam zrobić jeden post ze wszystkimi linkami byście wiedzieli z kim konkurowaliście oraz między jakimi pracami musiałam wybierać? Proszę o odpowiedź i komentarz do tych prac wiadomo gdzie XD

ps. nie wszyscy podali mi twittery, więc podam e-maile, jeśli ktoś będzie chciał, żebym zamieniła e-mail na twittera niech mi wyśle wiadomość na twitterze (mój tt: @Alice1SS) żeby zaktualizowała XD


1 MIEJSCE:


Spokojny dzień. Przecież jak każdy inny. Niall jak co dzień spędzał go siedząc w dużym namiocie rozstawionym prawie na środku pola. Miał widok na wszystko co go interesowało. Jedzenie, scena, przyjaciele, Louis. To ostatnie.. to podobało mu się najbardziej. Wieczorny widok stojącego w samych bokserkach chłopaka sprawiał, że Niall miał ochotę podejść go od tyłu i tak po prostu przelecieć jak tanią dziwkę. Miał na niego niezmierną ochotę. Zresztą, nic dziwnego. Muskularny chłopak o niebieskich oczach z opadającą na nie grzywką.. pożądanie każdej dziewczyn. Tym razem również chłopaka.
Promienie słońca delikatnie muskały rozgrzane ciało blondyna. W tle dało się słyszeć pierwsze nuty „Give me love” i wychodzącego na scenę Eda Sheerana. Cudowna piosenka, którą Niall z chęcią by zaśpiewał dla niego.. dla Louisa. Jego cała ręka pokryta była bransoletkami, które co roku przywoził z takich karnawałów jak ten, na którym właśnie się znajduje. Jedna, niebieska jak tafla morza, przypominała młodemu chłopakowi o tych chwilach, w których Louis wciąż powtarzał mu tak bolesne słowa, że blondyn myśląc o nich czuł jeszcze większy ból, niż gdy je słyszał. Niebieska.. jak ich oczy, które nabierały iskierek, gdy tylko widzieli się w pobliżu.
„Nie jestem jeszcze gotowy.”
„Jeszcze tylko parę dni i się wyjawimy, obiecuję.”
„To już prawie koniec tej dziecinnej zabawy.”
„Niall, Ty jesteś dla mnie najważniejszy.”
Tych kilka słów źle działało na funkcjonowanie chłopaka. Jego myśli przepełnione były Louisem już od dłuższego czasu, a on sam nie umiał nad tym zapanować. Obiecali sobie, że to co było kiedyś, to jakimi uczuciami się darzyli, już nigdy nie wróci. Złamał obietnicę. Tego się właśnie bał. Bał się spojrzeć w te niebieskie oczy Louisa i tak po prostu mu powiedzieć, że to wszystko po roku czasu do niego powraca. Tak, właśnie tyle trwała ich rozłąka. Louis? Znalazł sobie dziewczynę, jest szczęśliwy. Teraz pewnie stoi przy scenie i tańczy z nią w rytm jego i Nialla ulubionej piosenki. A blondyn? Leży samotnie na trawie patrząc się w niebo. On ciągle pamięta.
***
Blondyn powoli wstał i ruszył w stronę sceny. Przeciskał się przez tłum ludzi szukając grupki swoich przyjaciół. Ciężko było dostrzec kilka osób, jednak chłopak spodziewał się, że znajdzie ich przy samej scenie. Tak właśnie było. Widok skaczącego z radości Harrego wcale nie poprawił humoru chłopakowi. Słyszał bardziej wyraźnie każdy wyraz piosenki, przez co tracił zmysły. Tulący się do siebie Zayn i Perrie nie dawali mu spokoju, a widok Louisa tańczącego z Eleanor sprawił, że w jego oczach pojawiły się łzy. Dosyć widoczne dla reszty przyjaciół. Każdy z nich wiedział o ich „romansie”. Harry, Zayn, Liam.. każdy z nich się domyślał, jednak Niall i Louis wciąż bali się do tego przyznać.. a raczej Louis.
Atmosfera nagle opadła. Słychać już było tylko końcówki piosenki. Wszyscy dookoła zauważyli stojącego obok Nialla, tylko nie on. Niebieskooki chłopak nawet nie usłyszał krzyków Zayna. Nic. Kompletna cisza wokół niego i Eleanor..
Emocje Nialla były już na wyczerpaniu. Ostatkiem sił szybko uciekł od tego widoku znajdując się po drugiej stronie sceny. W kieszeni od dawna towarzyszyła mu przyjaciółka. Przyjaciółka po której ślady zakrywały wszystkie bransoletki. Blizny są po to by pamiętać.. dlatego chłopak wyjął z kieszeni spodni żyletkę i zrobił nią kolejnych kilka kresek na lewej ręce. Najpierw lekkie, potem mocne.. coraz mocniejsze i głębsze. Ból, który odczuwał stawał się coraz przyjemniejszy. Jego głowa automatycznie nasiąknęła spokojem. Problemy zniknęły rozpryskując się w powietrzu. Czuł się jakby zażył narkotyki. Właśnie o to mu chodziło. Chciał uciec.. uciec do tego świata, który nie dyktuje mu co ma robić, i w którym to on układa sobie życie.. życie z Louisem.
Opadał z sił. Zdawałoby się, że krew spływająca po jego rękach jest tylko symbolem, ale on tracił jej coraz więcej. Dotąd zielona trawa nagle stała się czerwona jak wino. Jego oczy powoli się zapadały, ale chłopak znalazł jeszcze trochę sił na zanucenie piosenki. Ich piosenki.

“Give me love like her
Cause latelu I’ve been waking up alone
Paint splattered teardrops on my shirt
Told you I’d let them go
And that I’ll fight my comer
Maybe tonight I’ll call ya
After my blood turns into alcohol
No I just wanna hold ya

Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love

Give me love like never before
Cause lately, I’ve been craving more
And it’s been a while but I still feel the same
Maybe I should let you go
You know I’ll fight my corner
And that tonight I’ll call ya
After my blood is drowing in alcohol
No I just wanna hold ya

Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love
Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love

My, my, my, my, oh give me love


My, my, my, my, oh give me love

Of all the money ever I had
I’ve spent it in good company
And all the harm ever I’ve done
It was to none but me
And all I’ve done for want of width
To memory now I can’t recall
So fill to me the parting glass
Goodnight and joy be with you all

Of all the comrades ever I had
They are sorry for my going away
And all the sweethearts that ever I had
They would wish me one more day to say
But since it falls unto my lot
That I should rise and you should not
I’ll gently rise and I’ll softly call
Good night and joy be with you all

A man may drink and not be drunk
A man nay fight and not be slain
A man may court a pretty girl
And perhaps be welcomed back again
But since it has so ordered been
By a time to rise and a time to fall
Come fill to me the parting glass
Goodnight and joy be with you all
Goodnight and joy be with you all”

Jego niebieskie oczy powoli stawały się senne, powieki coraz szybciej opadały na dół. Mocno trzymana w prawej ręce żyletka, wysunęła się spadając na ziemię.  Chłopak w jednej sekundzie znalazł się na ciepłej, zakrwawionej trawie. Przez chwilę jeszcze patrzał tempo w niebo. Wsłuchiwał się w kolejną piosenkę śpiewaną przez Eda. Jeszcze tych kilka sekund był połączony ze światem, ale.. odszedł… gdyby nie Louis.. byłby teraz szczęśliwy patrząc jak układa im się życie. Jak cieszą się z każdej chwili spędzonej razem. Jak nawzajem sobie pomagają. Tymczasem Louis zabawiał się z Eleanor, a on.. żegnał się z życiem? Tak, właśnie tak można to nazwać.
Jego tęczówki powoli przestawały być widoczne przez zapadające się powieki. Ciało w przeciągu kilku sekund stało się całkiem blade. Purpurowe poliki zmieniły kolor na biel. Jedynie lewa ręka wciąż dawała o sobie znak. Cała we krwi, mocno czerwona. Odróżniała się od reszty. Nie pasowała do tego widoku.
Blady chłopak, blade ciało i twarz, mocno czerwona ręka.. taki widok zastał Harry, kiedy w końcu odnalazł Nialla. Cieszył się widząc, że po tak długim czasie go znalazł, podbiegł do niego z wielkim uśmiechem, krzyczał z radości.. przestał. Sytuacja mu na to nie pozwoliła. Załamał się. Nigdy nie chciał znaleźć żadnego ze swoich przyjaciół nieżywych. Nie był tam jedyny. Po chwili w to samo miejsce trafił Tomlinson. Tak, właśnie on. On także szukał przyjaciela. Jedyne co im się udało, to znaleźć jego martwe ciało. Loueh zauważył trzymaną w ręce niebieską bransoletkę. Przyklęknął obok przyjaciela. Czuł, że to jego wina. Wiedział, że popełnił błąd. Ze łzami w oczach chwycił jego rękę. Delikatnie wyjął bransoletkę starając się jej nie ubrudzić krwią… założył ją. Czuł, że musi tak zrobić. Stojący obok Harry obserwował każdy ruch bruneta. Patrzał jak Louis składa delikatne pocałunki na zimnej szyi przyjaciela. Oczy kędzierzawego momentalnie nasiąknęły słonymi łzami. W przeciągu kilka sekund obok Harrego znalazła się pozostała czwórka. Jedynie Eleanor nie rozumiała poczynań swojego chłopaka. Patrzała się na niego jak na chorego psychicznie, jednak jej oczy także poczuły w sobie łzy. Jak i pozostałych osób, które doszły razem z nią. Brunet krzycząc na kolanach próbował okazać swoje emocje. Krzyczał jak bardzo go kocha, jak żałuje.. ale przecież teraz to już nic nie da. Zawiódł go..
Płacz.
Smutek.
Bezsilność.
Załamanie.
Pogrzeb.
Ból.

***
Przyjaciele o nim nie zapomnieli. Choć minęło kilka lat Louis wciąż ma do siebie żal, że tak po prostu nie zauważał tego jak ranił młodszego przyjaciela. Ból pozostanie na wieki… nigdy nie zniknie. Szczególnie, gdy ma się na sumieniu młodego chłopaka, który oddał swoje życie by przestać cierpieć. Na lewej ręce bruneta, w miejscu, gdzie rany Nialla były najbardziej widoczne, chłopak wytatuował sobie jego imię z dopiską „Love forever”.


2 MIEJSCE:

Szedłem granitową alejką w pobliżu Marble Street. Śliczne, kolorowe domki z drewna, ciemne dachy, wypielęgnowane ogródki... 
Nikt nie zauważał, że w tych domach mieszkają samotni ludzie. Bez szans na zdrowie, przyjaźń czy miłość. Szara codzienność przytłaczająca tak, że trudno zdobyć się na wyjście z domu...
Taka właśnie była tamta dziewczyna, w której głosie się zakochałem...
Zwykły, sobotni poranek. Co w tym momencie mógłby robić Zayn Malik, znany wielu chłopak z zespołu? Wyrywać laski, spać, siedzieć na internecie, odpoczywać po imprezie... Takie odpowiedzi usłyszałbym pewnie od fanek. A co tak naprawdę robił? Albo raczej: co robiłem, bo to ja jestem Zayn?
Stałem pod jednym z domków - w kolorze lawendy, z białymi okiennicami i kolorowymi zasłonkami w oknach. Jednak nawet jeśli byłaby to obskurna kamienica sterczałbym tu jak idiota. Czemu?
Z okna na parterze wydobył się dźwięk fortepianu. Muzyka zapowiadała utwór Adele - Someone Like You. Wiedziałem, że za chwilę dziewczyna zacznie śpiewać...
- I heard... - z piętra popłynął czysty, niewymuszony głos. Śpiewała, bo chciała. Jakby tylko to jej zostało...
A kiedy doszła do refrenu po moich plecach przeszły ciarki. Nie było to wycie nastolatki która uważa, że posiada talent. Takich spotkałem wiele. Ta dziewczyna była gwiazdą, drugą Adele. Śpiewała tak czysto, pięknie... Z sercem. Tak, to było dobre określenie. Śpiewała tak, jakby dusza i ciałem oddała się muzyce. Jakby była jej częścią...
- Co pan tu robi? - zapytał ktoś, przerywając potok myśli. Zorientowałem się, że zamknąłem oczy i odchyliłem gowę do tyłu, wsłuchując się w słowa piosenki.
- Yyy... Musiałem się... Zamyślić. - odparłem, otwierając oczy. Przez okno na parterze wyglądał umięśniony koleś, mniej więcej w moim wieku.
- Prosze stąd odejść. - rzucił, zatrzaskując okno. 
Pochyliłem głowę, odchodząc kilka kroków. Fakt, przecież nie mieszkała tutaj sama...
Wróciłem do domu. Ściągnąłem płaszcz, przywitałem swojego psa, rzuciłem "hej" chłopakom siedzącym w salonie i poczłapałem na górę, do swojego pokoju. Cicho zamknąłem drzwi i położyłem się na łóżku. 
Jak mogłem być tak głupi? Ona pewnie mieszka ze swoim chłopakiem, jeśli w ogóle jest w moim wieku... Skąd moge mieć pewność, że jest nastolatką? A w ogóle - jakim debilem musiałem być, żeby... Zakochać się w głosie? Przecież to jest niemożliwe. 
Drzwi kliknęły lekko i w szparze pokazała się głowa Liama.
- Hej... Dobrze się czujesz? - zapytał, siadając na rogu łóżka. 
Mruknąłem coś w odpowiedzi, starając się uśmiechnąć. W gardle jednak wyczuwałem wielką gulę.
- Może chcesz... Herbaty? Albo nie wiem... - zastanowił się chwilę. - Może chcesz piwa?
Kiwnąłem głową, czekając aż chłopak wyjdzie z pokoju, on jednak uparcie siedział i wgapiał się we mnie. Kilka sekund później do pokoju wszedł Harry z dwoma butelkami irlandzkiego piwa Beamish. 
- Liam, Danielle cię woła... - rzucił. Po chwili bruneta nie było już w pokoju. - A ty mi powiesz, o co chodzi... - dodał, podając piwo. Otworzył swoje zębami, wypluwając kapsel. 
- Nie mam o czym gadać... - odparłem obojętnym tonem. Loczek otworzył drugie piwo, opierając się o ścianę przy której stało łóżko. Podał mi Beamisha.
- Zayn, nie kłam. Widzę, że coś cię gryzie... Ale nie mam pojęcia, o co chodzi. Wiesz, czasem trudno cię rozgryźć... - dodał, patrząc na mnie. Widać było, że zdobył się na szczerość... 
Ja nie mogłem. Nie chciałem. Ale jak mógłbym okłamać jego zielone, czujne oczy? 
- Zakochałeś się... - to nie było pytanie. Wyszło z ust Stylesa tak pewnie, że uwierzyłbym, gdyby nie fakt, że już byłem go pewny w stu procentach.
Nie chciałem mu odpowiadać. Wiedział, że chodzi o dziewczynę.
Loczek poruszył się. Na twarzy miał wielki uśmiech.
- To ta blondyna z klubu czy ruda z wczorajsze imprezy? Co? Przyznaj się, obie ci się podobały... - zaczął. Pokręciłem przecząco głową.
- Żadna z nich. Blondyna była wytapetowana, a ruda bezczelna. - odparłem z niechęcią w głosie.
- Ruda była spoko... Blondyna miała na sobie za dużo tapety, to fakt. Ale obie były niezłe... - zaczał rozmarzony Harry, ale zaraz się opamiętał. - Więc kto podbił twoje serce?
Westchnąłem.
- Sam chciałbym to wiedzieć... Ona... Nie wiem nawet, ile ma lat! Może jest o trzydzieści starsza, albo młodsza o siedem... 
- Wiek to tylko liczba. - szepnął zielonooki. - W miłości nie ma na to miejsca. 
Przez chwilę myślałem nad jego słowami.
- Harry, ja cię podziwiam. - szepnąłem.
- Wiem, wiem... - zaśmiał się lekko. - A coś więcej o tajemniczej nieznajomej? 
Spuściłem wzrok.
- Co ja cię będę oszukiwać, nie znam jej. Nie znam, ale codziennie chodze pod ten sam budynek, żeby tylko usłyszeć jej piękny głos... Gra na fortepianie. Śpiewa nieziemsko... Ale co ja się oszukuję, pewnie jest już zajęta. Dzisiaj spod ich domu wygonił mnie jakiś chłopak. Z pewnością jest jej facetem... - opowiedziałem.
Loczek lekko się zachmurzył.
- Nie możesz się tak poddać! Musisz o nią powalczyć. Nawet za cenę bójki z tym gościem... Może to tylko jej kolega? Albo brat? Czy choćby kuzyn? Wiesz, że każda opcja jest możliwa.Życie nie oferuje nam wyjaśnień czy przeprosin, to my je wymyślamy... - rzucił. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i wręcz uwielbieniem. Bo w końcu był kimś, dla kogo wskoczyłbym w ogień... Moim przybranym bratem.
- Harry, jesteś wielki. W życiu takiej lekcji nie dostałem. - szepnąłem. Loczek wstał z łóżka, kierując się do drzwi.
- Może dlatego, że wywalili cię ze szkoły? - zaśmiał się. 
Rzuciłem w jego stronę poduszką, ale zręcznie uchylił się od ciosu i wszedł na korytaż, zamykając drzwi. Mogłem teraz wszystko przemyśleć.
Nazajutrz znów stanąłem pod jej oknem. Tym razem słyszałem ją głośniej niż wczoraj, a to z powodu otwartego na ościerz okna.
- There’s still a little bit of your taste in my mouth
there’s still a little bit of you laced with my doubt... - zaśpiewała, sprawiając że moje serce się zatrzęsło. Ten głos był zbyt piękny, zbyt wspaniały...
I tak odległy. 
W domu nadal byłem cichy.
Dni ciągnęły się i ciągnęły. Każdego ranka stawałem przed maleńkim domkiem, modląc się o cud. Żeby dziewczyna wyszła z domu, wyglądnęła przez okno, uśmiechnęła się do mnie... Nawet zaśpiewanie jednej głupiej piosenki mojego zespołu i stałbym się o wiele szczęśliwszy. 
Tego popołudnia postanowiłem wyjść z Chuckiem, moim kilkuletnim pit bullem do parku. Świerze powietrze nie zaszkodzi ani mi, ani jemu, a przynajmniej przegoni moje myśli na inny tor...
Jakoś tak wyszło, że przeszedłem obok domu tamtej dziewczyny. Może było to przeznaczenie, a może czysty przypadek? Nie miałem pojęcia, ale to zmieniło moje życie.
Chuck ciągnął mnie mocniej, niż zwykle. Przawie leciałem ponad ulicą - może i pies nie był duży, ale miał siły za dwóch. 
Przebiegliśmy kawałek po chodniku, aż dotarliśmy w okolice ślicznych domków z drewna. Nie miałem ochoty znów się zapomnieć, ale... Jakoś dziwnie się czułem tym razem. Jakby moja podświadomość wyczuwała coś, co zdażyć się musiało...
W pięknym ogródku stała dziwewczyna w czerwonej kurtce, jasnych spodniach i szaliku. Długie, jasne pasma włosów powiewały, unoszone październikowym wiatrem. Wyglądała jak anioł... Może nim była?
Chuck usiadł przy bramce, dysząc lekko. Przyznam, że też się zmęczyłem, ale wolałbym nie koczować pod JEJ bramą...
Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna podeszła do bramki, otworzyła ją i wyszła. Pies zaczął się do niej łasić, a ja oglądałem "przedstawienie". 
- Nie ugryzie mnie? - zapytała, patrząc na mnie jasnoniebieskimi, pełnymi światła oczami. Słysząc ten głos doznałem lekkiego szoku, ale dzielnie się trzymałem.
- Nie, jest miłym psem... - co ja paplałem? Robiłem z siebie idiotę.
- Może ma to po właścicielu? - rzuciła z uśmiechem, który był piękniejszy niż ten Harrego. - Wracasz już do domu czy będziesz jeszcze spacerować? 
- Nie wiem... Może jeszcze pochodzę... - zdobyłem się na kilka słów.
- Moge się dołączyć? - zapytała uprzejmie, jednak jej głos wyrażał prośbę. Chciała ze mną pójść. O mamo, ona chciała ze mną pójść...
- Jasne, jeśli masz ochotę... 
Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tylko powiem bratu... Strasznie się martwi o mnie. A tak w ogóle to jak masz na imię? - zapytała.
- Ja... Zayn. Jestem Zayn. - wysiliłem się na uśmiech. Odpowiedziała uśmiechem i zniknęła w drzwiach.
Przez chwilę wydawało mi się, że straciłem ją na zawsze. Że drzwi nigdy się nie otworzą, nie wyjdzie z nich i nie uśmiechnie się pięknie...
Jak wielka była moja ulga, gdy klamka opadła i po chwili dziewczyna znalazła sie u mojego boku. Poszliśmy do parku.
- Odprowadzę cię. - rzuciłem do Hailey, bo tak miała na imię. Było już dosyć ciemno, a my nadal chodziliśmy po parku. 
Dziewczyna otuliła się szczelniej kurtką i zerknęła na mnie wspaniałymi oczami.
- To nie będzie dla ciebie kłopot? - zapytała.
- Nie, z chęcią cię odprowadzę... - odparłem, uśmiechając się. Po raz pierwszy od kilku dni.
- Dziękuję. - rzuciła blondynka, odwracając się do mnie przodem. - Za spacer i odprowadzenie. Rzadko spotykam takich ludzi. - szepnęła. - Naprawdę dziękuję. 
- Nie masz za co. - odparłem, rownież szeptem. Czemu? Chyba po to, żeby nie zepsuć tej chwili.
- Może... Kiedyś się jeszcze spotkamy? - zapytała, błądząc wzrokiem gdzieś między moimi ustami a oczami. 
- Chętnie... - odparłem. 
- No więc... cześć. - rzuciła Hailey, chcąc się odwrócić, jednak coś ją zatrzymało. Sięgnęła dłonią do mojej szyi, przyciągając do siebie i pocałowała mnie delikatnie, ale stanowczo. Odpowiedziałem pocałunkiem, trzymając jedną dłonią jej talię.
- Do zobaczenia. - rzuciłem, gdy już odeszła. Stałem tak jak idiota jeszcze chwilę, wpatrując się w drewniany domek. Później wróciłem do domu, ściągnąłem płaszcz, puściłem psa i poszedłem do siebie. Jak się spodziewałem, po kilku minutach przyszedł Harry z dwoma butelkami Beanisha i usiadł na łóżku.
- No to opowiadaj, jak ją spotkałeś...

tu mogę napisać, że jest z bloga: http://as-long-as-breathe.blogspot.com/

3 MIEJSCE:

To było takie zwyczajne, proste. Szłam ulicą pogrążona we własnych myślach i wpadłam na niego. Wysoki brunet, z zielonymi oczami i słodkimi dołeczkami w policzkach. Przyglądając mu sie tak, czułam jak by cały świat nagle zniknął. Jak by ta szara rzeczywistość która nas otacza nagle zniknęła...wyparowała. Ocknęłam się dopiero gdy usłyszałam jego głos. Niski, z lekką chrypką, która sprawiała ze moje serce biło mocniej, a w brzuchu latało stado motyli. Poszliśmy na kawę, i rozmawialiśmy. Dowiedziałam się że tak jak ja jest studentem. Niby zwyczajny chłopak a było w nim coś innego, wręcz magicznego. Nie dało się oderwać wzroku od jego pięknych tęczówek. Nie należałam do łatwych dziewcząt, ale coś w nim mnie urzekło i nie potrafiłam mu odmówić. Spotykaliśmy się często. Raz był to zwyczajny wypad do kina, innym razem romantyczny spacer po parku. Znaliśmy się już ponad miesiąc, a ja nadal nie wiele o nim wiedziałam. Tak, teraz wydaje się to dziwne, ale gdy opowiadał o swoich marzeniach i tym co chce kiedyś zrobić rzeczywistość odpływała w zapomnienie. Ważni byliśmy tylko my. Odkąd go poznałam zmieniłam się, wszyscy to zauważyli. Nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale uzależniłam się od niego.
Pewnego dnia zabrał mnie na swoim motorze nad urwisko. Usiedliśmy na brzegu, machając nogami wysoko nad ziemią i trzymając się za ręce. Wtedy powiedział. Powiedział coś co zapamięta do końca życia.
-Nie jestem idealny, zresztą nikt nie jest, ale wiem że tak jak ty nie jestem zwyczajny. Przeznaczenie chciało żebyśmy się spotkali akurat tego dnia, i dobrze ze tak się stało. Jechałem wtedy właśnie tutaj. Chciałem zakończyć to wszystko. Tak po prostu. Jeden krok do przodu i było by po wszystkim. Tylko czy miał bym odwagę? Wtedy zobaczyłem ciebie. Twoje oczy wzywające pomocy, twoje usta potrzebujące uśmiechu, twoje drżące kruche ciało pragnące trochę ciepła i twoja dusza błagająca o kilka słów otuchy. Już wtedy wiedziałem ze nasz spotkanie nie było przypadkowe, że jesteśmy tacy sami i los dał nam szansę na miłość od kogoś kto ją doceni. Przez ten miesiąc rosło we mnie to dziwne nieznane wcześniej uczucie. Wiesz co to? To miłość...Tak miłość. Kocham Cię i chcę żebyś została ze mną już na zawsze.
-Ja też Cię kocham-wyszeptałam cicho mocniej ściskając jego dłoń.
-Po co to mówisz? Przecież to wiem-odparł z uśmiechem patrząc w dół. Po mojej prawej stronie osunęło sie parę kamienie, które z klifu spadły w głęboką ciemno niebieską otchłań. Nie bał się. Patrzył na wodę z podziwem, zadumą. Miał plan, którego nie chciał mi zdradzić
-Teraz już wiem że dokonałem wyznaczonego mi celu. Przywróciłem Ci wiarę. Cieszę się że mogłem Ci pomóc odnaleźć siebie. Choć nie powinienem się zakochiwać. To nie dopuszczalne-Zanucił cicho-
A drop in the ocean,
A change in the weather,
I was praying that you and me might end up together.
It's like wishing for rain as I stand in the desert,
But I'm holding you closer than most,
'Cause you are my heaven.
-Pamiętasz ta piosenkę prawda? Śpiewałem Ci ją jakiś czas temu. Proszę Cię, z tego wszystkiego chcę żebyś zapamiętała ze jesteś najlepszym co mnie dotychczas spotkało i zawsze będziesz moim niebem, tak jak ja jestem twoim aniołem, ty przez ten krótki czas byłaś moim. A teraz muszę odejść
-Ale jak to Harry?Zostawisz mnie? Po tym wszystkim co właśnie powiedziałeś?-zapytałam zrozpaczona
-Hej nie smuć się. Jestem tylko aniołem, który miał się tobą zaopiekować. Teraz jest już dobrze i czas odejść
-Ale ja nie dam rady tutaj sama. Chcę odejść z tobą-odparłam rozpaczliwie
-Oh zawsze byłaś uparta-zaśmiał się cicho-poradzisz sobie, wiem to
-Chcę odejść z tobą-powtórzyłam hardo mimo łez cisnących się do oczu
-Chcesz umrzeć?
-Zrobię wszytko, byle tylko być z tobą-odparłam patrząc w jego spokojne oczy
-W takim razie chodź-wstał wyciągając do mnie rękę. Stanęliśmy na samym brzegu klifu wpatrując się w bezkresną otchłań rozciągając się do linii horyzontu i ostatni raz spojrzałam te niesamowite tęczówki
-Pamiętaj żeby się nie bać, masz mnie a ja ciebie. A to jest najważniejsze
-Dobrze-kiwnęłam niepewnie głową
-W takim razie, do zobaczenia po drugiej stronie-uśmiechnął się szeroko ostatni raz delikatnie muskając moje usta swoimi i zrobiliśmy to. Zrobiliśmy krok do przodu. Nie czułam nic oprócz wiatru we włosach i silnej dłoni Harry'ergo mocno zaciśniętej na mojej. Uderzyliśmy mocno o taflę wody. Wtedy już byłam pewna. Byłam pewna ze postępuję słusznie, i ze nic nas już nigdy nie rozdzieli. Do ostatniej sekundy mojego życia trzymałam mocno dłoń która niegdyś mnie uratowała, a teraz umierała, wraz ze mną. Już nic nigdy nas nie rozdzieli...

twitter:  @Sunny15961

MAM NADZIEJĘ, ŻE NIKT NIE POCZUŁ SIĘ POKRZYWDZONY PRZEZ WYBÓR, A TAKŻE, ŻE CI KTÓRZY WYGRALI SIĘ UCIESZYLI XD PROSZĘ WYGRANYCH, ABY WYSŁALI MI LINKI SWOICH OPOWIADAŃ CZY CZEGO CHCĄ BY UDOSTĘPNIAĆ, ALBO MI NAPISAĆ, ŻE CHCĄ ABY TEGO IMAGINA ROZPOWSZECHNIAĆ XD (alison123456798@gmail.com)

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 34


        Andy jesteś tam? - usłyszałam wołanie z drugiej strony.
        Tak! Przepraszam, zasiedziałam się zaraz wychodzę. - odpowiedziałam, próbując opanować lekko swój głos. Odłożyłam na miejsce... żyletkę. Tak przez Harry'ego miałam ochotę się zabić. Na szczęścia tylko na chęci się skończyło. Stwierdziłam, że nie mam zamiaru potem przechodzić przez to samo piekło co Demi Lovato. Poza tym z takiego błahego powodu miałabym się pociąć? Chyba bym tak nie potrafiła. Stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na siebie i zobaczyłam dziewczynę. Nie tą co zawsze, czyli roześmianą chłopczycę, która bała się podejść do kogokolwiek, żeby mu coś powiedzieć, nie zobaczyłam tej dziewczyny, która zawsze wśród znajomych zachowywała się najzabawniejszy człowiek na ziemi. Nie. Ja zobaczyłam dorosłą kobidetę, która musi ciężko pracować. Zobaczyłam dziewczęco ubraną dziewczynę, która z każdym niem musi zachowywać się doroślej. Każdego ranka widzi jak jej żebra coraz bardziej wystają, kości policzkowe stają się widoczniejsze. Niegdyś ubierała się tylko w adidasy, rurki oraz za duże bluzy, dzisiaj starannie dobierająca swój ubiór, by nie stać się pośmiewiskiem całego świata. Nie bała się ubrać szpilek czy też przy krótkiej spódniczki, czy też sukienki zwracającej na nią uwagę. Ta stara dziewczyna odeszła w nieznane, a zastąpiła ją przygłupia kopia, która myśli, że największy problem to brak chłopaka, a nie głód na świecie. Oryginał zawsze walczył o uwagę głodujących w Afryce, tamta dziewczyna prosiła wpływowych rodziców, by mogli wpłacić dużą sumę na różne fundacje. Dziś, choć sama ma dużo pieniędzy, tego nie robi. Dziewczyna, która stawiała świat na pierwszym miejscu odeszła. Zastąpiła ją bezduszna blondynka, której zależy tylko na sobie. Czy tak powinno być? Czy powinnam się tak mocno zmienić? Odpowiedź brzmi nie. Za wszelką cenę powinnam utrzymywać starą wersję, żebym nie ześwirowała. Otrząsnęłam się ze swoich myśli. Umyłam twarz, zmywając z niej makijaż. Ściągnęłam wszystkie ubrania i stałam pośrodku łazienki, tak jak mnie pan Bóg stworzył. Schudłam. I to bardzo. Ostatnio nie mam czasu na jedzenie, ciągłe życie w biegu mi w tym przeszkadza. Rano wstaję, gdy wszyscy jeszcze śpią idę się szybko ubrać i zaraz jadę do szkoły, bo jest na drugim końcu miasta, potem jest szybki trening, a na sam koniec wywiady. Późnym wieczorem wracam do domu i jestem zmęczona, ale i tak muszę zrobić lekcję i pouczyć się do dnia jutrzejszego. I tak mam lekkie ułatwienie, bo pozwalają mi nie pisać niezapowiedzianych kartkówek od razu, tylko zdam je jak się trochę poduczę. Weszłam pod prysznic i zaczęłam zmywać z siebie zmęczenie dzisiejszego dnia. Po wyjściu spod prysznica nabalsamowałam swoje ciało i zakryłam je ręcznikiem. Nie wzięłam ze sobą piżamy, więc chciałam przejść niezauważona do swojego pokoju. Wrzuciłam ubrania do mojego kosza na brudy i wyszłam z pomieszczenia. Przechodziłam przez korytarz i wpadłam na kogoś. Harry'ego w samych bokserkach.
        O! Wyszłaś w końcu? Super muszę iść się umyć, dobranoc – wyminął mnie i już chciał odejść, ale się spytałam z nieco większym jadem niż chciałam.
        A gdzie słodka Elizabeth? Czeka, żeby dokończyć to co zaczęliście na dole? - serce waliło mi jak oszalałe, ale nie potrafiłam przestać.
        Nie, razem z April wróciły do domu, a ty co zazdrosna? - zapytał odwracając się.
        Co ja nie, no co ty w życiu. O ciebie? Niby dlaczego, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, po prostu ciekawa byłam, a to chyba nic złego, prawda? - Mówiłam z prędkością światła, mam nadzieje, że się nie zdradziłam.
        Pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ono jest gorące. - Powiedział jeszcze na odchodne. Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Miał takie piękne zielone oczy, mięśnie, twarz... myślałam. Andy! Stop nie możesz tak o nim myśleć! Pamiętaj, że to tylko twój przyjaciel! Tak przyjaciel... jak fajnie. Przebrałam się w bieliznę, weszłam pod kołdrę i momentalnie zasnęłam.


Pierwszy dzień świąt jak miło. Na szczęście całymi dniami jestem w domu moich rodziców, więc nie mam się co martwić o spotkanie Harry'ego. Wstałam i zarzuciłam na siebie przydużą koszulkę. Wyszłam na korytarz, a tam zastałam głuchą ciszę, czy wszyscy jeszcze śpią? Zeszłam na dół, a tam nadal było głucho. Być może chłopcy już gdzieś wyszli, albo co. Zrobiłam sobie kanapki z żółtym serem, szynką i ogórkami kiszonymi. Do tego gorące kakao i usiadłam przy stole. Wzięłam do ręki kubek i momentalnie spojrzałam na pierścionek od mamy. Kryształy mieniły się w słońcu wpadającym przez okno. Wyobraziłam sobie jak jesteśmy razem na plaży...

Stoję na plaży i patrzę w dal na morze. Wiatr owiewa moją twarz, a promienie słońca dosięgają mojej twarzy ocieplając mnie. Jestem ubrana w brązowe, krótkie spodenki oraz lazurową bokserkę. Po chwili czuję coś ciepłego na swoim ciele. Obracam się i widzę za sobą Harry'ego. Uśmiechnęłam się, a serce od razu zaczęło mi bić szybciej. Spojrzeliśmy sobie nawzajem w oczy i po chwili się pocałowaliśmy. Był to delikatny pocałunek na przywitanie i dobre rozpoczęcie nowego dnia. Spojrzałam z powrotem na taflę wody.
        Jak tu pięknie, nieprawdaż? - spytałam.
        Zgadzam się, ale może być jeszcze lepiej. Andy. - odwróciłam się i zobaczyłam jak Harry klęka przede mną.
        Andy, kochanie wiesz jak mocno cię kocham, każdy dzień spędzony z tobą był wyjątkowy. Chciałbym się z tobą zestarzeć, mieć dzieci. Jesteś całym moim życiem i mam nadzieję, że ze mną pozostaniesz, zostaniesz moją, jak na razie, narzeczoną? - Byłam w szoku, aż w końcu łzy szczęścia wyleciały z moich oczu. Pocałowałam chłopaka czule.
        Tak! Oczywiście, że tak! - spojrzałam na jego piękne, pełne szczęścia, zielone oczy. Nasze twarze zbliżały się do siebie, mieliśmy się pocałować.


        Andy, czy ty mnie w ogóle słuchasz, czy uciekłaś do swojego świata? - ocknęłam się z krainy marzeń i popatrzyłam na Nialla. Uśmiechnęłam się głupio i pokiwałam głową przepraszająco.
        Nie przepraszam Niall, nie słyszałam cię, mógłbyś powtórzyć?
        Pytałem się kim jest ten szczęśliwiec, którego jeszcze nie poznałem i czy na pewno będziesz musiała się wyprowadzać – spytał. Spojrzałam na niego z lekko pytającą miną. Przecież nikt mi się nie oświadczył, to znaczy w moich marzeniach owszem, ale nie w rzeczywistości. Pomyślałam chwilę i zrozumiałam.
        Hahaha – zaśmiałam się. - Niall w najbliższym czasie nie planuję ślubu, nie martw się, a ten pierścionek – wskazałam na palec serdeczny prawej dłoni – to pamiątka rodzinna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie martw się, na razie nie ma żadnego wariata, który by chciał ze mną być, dopiero się wprowadziłam, więc nie mam zamiaru się wyprowadzać, ani nic z podobnych do tego rzeczy. Czy to już wszystko? - spytałam z lekki uśmiechem.
        Chyba tak, ale jesteś pewna, że się nie wyprowadzasz, ani nic?
        Tak.
        Uff... to dobrze, ja bym z nimi – wskazał na górę – za długo nie wytrzymał sam. Przynajmniej Liam trochę ich uspokaja. - zaśmialiśmy się w dwójkę. Farbowany blondyn zrobił sobie jedzenia i w dwójkę zaczęliśmy jeść oraz rozmawiać. W pewnym momencie przerwał nam mój telefon. Ponoć Jenny ma dla mnie niespodziankę i  muszę się szybko udać do jej biura. Poszłam na górę się umyć po czym w bieliźnie powędrowałam do swojego pokoju. Wybrałam dla siebie czarne rurki, beżowy gruby pasek, tego samego koloru vansy, czarną, lekko przeźroczystą, koszulę. Pod tym miałam czarny stanik. Na wierzch założyłam beżowy, krótki płaszczyk, bordowy komin i czarne, włochate nauszniki. Włosy mam związane w schludnego koczka. Lekko pomalowałam oczy cieniami, mascarą i błyszczykiem. Założyłam odrobinę różu i byłam gotowa. Wzięłam czarną torebeczkę na telefon, klucze, dokumenty i błyszczyk. Powiedziałam Niallowi, że wychodzę i po zamknięciu drzwi weszłam do swojego land rovera.

Weszłam do przestronnego pomieszczenia. Ściana od strony ulicy była pokryta wielkim oknem. Jest to pomieszczenie w wielkim wieżowcu. Dwa metry od szklanej ściany stoi mahoniowe biurko, a przy nim czarny obracany fotel. Przy ścianie obok jest mały salonik. Trzy czarne sofy stojące obok siebie połyskiwały w słońcu. Pośrodku, między fotelami, stał stolik do kawy, na którym były rozłożone różne dokumenty. Po drugiej stronie pokoju szafa rozciągała się od podłogi po sam sufit, a w niej było różnych materiałów do pracy, oraz teczek z informacjami na temat różnych artystów, których Jenna jest menadżerką. Trzy metry od niej jest małe biurko, żeby na nim uzupełniać różne papiery. Dostrzegłam jeszcze fikusa w rogu, który dodawał trochę kolorów w tym ponurym miejscu. Spojrzałam na Jennę, a ona mi wskazała abym usiadła.
        To co było tak ważne, że musiałam przyjechać w pierwszy dzień świąt? - spytałam.
        Niedługo reszta będzie i się wszystkiego dowiesz.
        Jaka reszta? - Spytałam. Nie sądziłam, że ktokolwiek może jeszcze przyjść. Drzwi zaskrzypiały. Odwróciłam się i zobaczyłam piątkę chłopaków mniej więcej w moim wieku. Jeden z nich szczególnie przykuł moją uwagę. Znałam go skądś, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
        Andy? - spytał chłopak. Teraz sobie przypomniałam kto to jest.
        Nathan, jeśli się nie mylę? - podeszłam i przytuliłam chłopaka. - Co tu robisz? - spytałam.
        Może my na wszystkie pytania odpowiemy, a wy usiądźcie – powiedziała Jenna, a ja zauważyłam koło niej dość pulchnego mężczyznę. Był ubrany w garnitur, a na nogach eleganckie lakierki. Jenna miała na sobie czarną, zwężaną spódniczkę, białą koszulę, czarny żakiet. Nogi miała przyozdobione rajstopami oraz czarnymi, wysokimi szpilkami. Chłopcy byli ubrani podobnie do siebie. Na tors luźny T-shirt, na nogi zwężane spodnie rurki, a buty to adidasy albo trampki. Ściągnęłam płaszczyk oraz komin, które powiesiłam na wieszaku koło drzwi. Usiedliśmy naokoło stolika, na kanapach, by zrozumieć, po co moja menadżerka nas wszystkich tu zebrała.
        Myślę, że każde z was już wystarczająco się wyczekało na odpowiedzi. Razem z Larrym pomyślałam, że dobrze by było, gdybyście zaczęli się razem pokazywać. Dla kariery każdego z was dobrze by to zrobiło. Dlatego właśnie Andrea wystąpi w waszym nowym teledysku I Found You. Oczywiście wiemy, że on będzie wyemitowany za długi czas, ale Andrea będzie miała napięty grafik przez dłuższy czas, szkoła, wywiady i walka o popularność. W końcu wchodzi tutaj dopiero na rynek. I właśnie z tym w większości musimy się do was zgłosić. Któryś z was będzie musiał udawać chłopaka Andrey. Tylko od was teraz zależy, który to będzie. - powiedziała. - Według mnie powinien być to Nathan skoro się już znają, na pewno będzie wam łatwiej ze sobą pracować.
        Jak myślisz? Czy narzeczony się zgodzi? - zaśmialiśmy się oboje na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Mój pierścionek może zdziałać cuda.
        Coś sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko. - uśmiechnęłam się do niego.
        Andy, czy ja o czymś nie wiem? - Jenna się spytała, patrząc na mój pierścionek. Podniosłam rękę do góry i pokazałam złoto na mojej ręce.
        To jest pierścionek, który moja rodzina przekazuje z pokolenia na pokolenie najstarszemu dziecku z rodziny. Akurat ja jestem najstarsza, więc dostałam. Na razie nie planuję wychodzić za mąż nie martw się Jen. - posłałam jej przyjazny uśmiech. - To jak mój drogi „chłopaku” idziemy do kina? Mam ochotę oglądnąć jakąś denną komedie, z której będę się i tak śmieć, idziemy? - spytałam Nathana z lekkim żartem.
        Och oczywiście moja najdroższa niewiasto! Z chęcią będę ci towarzyszył w pójściu do tego cudownego miejsca – zaśmialiśmy lekko. Otarliśmy swoje nosy o siebie, tak jak zwykle w filmach o bogaczach robią.
        O! I Andy pamiętaj, że po nowym roku zaczynami z powrotem nagrywać! - krzyknęła za mną Jenna. Już ubrana w płaszcz i komin, wyszłam razem z Nathanem do centrum handlowego. Musieliśmy się trochę lepiej poznać, więc powędrowaliśmy w stronę parku. Drogę pokonaliśmy rozmawiając o swoich, oczywistych, zainteresowaniach, zdziwił się, gdy powiedziałam mu co trenuję. Mówiliśmy także o przyjaciołach oraz rodzinie. Było mu przykro z powodu mojej siostry, ale nie mogę się smucić, więc szybko poprosiłam o zmianę tematu. Nadal temat mojej siostry był dla mnie trudny. Bardzo ją kochałam, a świadomość, że to przeze mnie zginęła nigdy mnie nie opuszcza. Weszliśmy do kina i zaczęliśmy myśleć nad wyborem filmu. Okazało się, że dzisiaj jest dzień starego kina. Po rozmyśleniach wybraliśmy „Pół żartem, pół serio”, kupiliśmy bilety, wzięliśmy zestaw dla dwojga i po chwili siedzieliśmy na naszych miejscach.

        Choć może wejdziesz? Jest już ciemno, a ty chyba nie będziesz się męczyć i wracać do domu.
        Wiesz, nie chcę się nażucać.
        No coś ty, nic się nie stanie, poza tym mamy chyba trzy wolne sypialnie gościnne.
        No dobra. - weszliśmy obydwoje do domu i zauważyłam jak po schodach zbiegają dwa toboły
        Harry oddaj moją marchewkę!
        Nigdy w życiu! - stanęłam razem z Nathanem w progu i wpatrywaliśmy się w chłopaków. Zaraz wszyscy się zebrali, ale nie patrzyli na naszego słodkiego Larry'ego tylko na mnie i na mojego nowego kolegę.
        Chłopcy to jest Nathan - spojrzałam na nich - mój chłopak.
_____________________________________________________________

Błagam powiedzcie mi czy wam się spodobało, bo według mnie jakieś ch**we wyszło...

+ jutro wyniki konkursu, czekacie?
++ Miało być wczoraj, ale nie miałam neta xd