sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 47

Polecam puszczenie tej piosenki, chyba oddaje nastrój xd

___________________________________________________

~Harry's POV~

Mieliście kiedykolwiek tak, że całe wasze życie zatrzymuje się w jednym momencie? Gdy wszystkie wasze myśli odpływają w siną dal, a jedyne o czym masz ochotę w tej chwili, nie myśleć, to to czy twoja najukochańsza osoba na świecie żyje? Ja właśnie tak miałem. Osoba, którą zamierzałem poślubić, z którą wiązałem swoją przyszłość właśnie w tej chwili najprawdopodobniej walczy o swoje życie. A ja? Ja nie mogę z tym nic zrobić. Jestem na drugim końcu świata, gdzie nie mogę nawet trzymać za jej zimną dłoń. Jestem teraz tylko małym człowiekiem na lotnisku czekającym, aż wywołają mój lot. Powiedzieć wam coś? Nigdy w życiu nie czułem się tak pusty. Nawet, gdy dowiedziałem się o rozwodzie moich rodziców. Tamten dzień zapamiętałem do dzisiaj, jako jeden z najgorszych w moim życiu, ale ten? Nic nie pobije tego dnia. Dopiero co, moja dziewczyna wyjechała na zupełnie inny kontynent, a gdy już pogodziłem się z myślą, że jest tam. Bezpieczna i pewnie będzie jej łatwiej z karierą, co się dzieje? Właśnie to. Wypadek. 

Już od kilku godzin Andy powinna być w L.A., ale jeszcze nie zadzwoniła. A co jeśli coś jej się stało? Dobra, Harry, przestań. Tylko dramatyzujesz. Na pewno nic jej nie jest, tylko spotkała się z Justinem i straciła poczucie czasu. Zaraz do ciebie zadzwoni i powie jak bardzo jest jej przykro, że nie zadzwoniła. Dobra trudno.
- Halo? - odebrała po kilku sygnałach. 
- Andy? - spytałem, by mieć pewność, chociaż nie pomyliłbym tego wspaniałego głosu z żadnym innym. - Czemu nie zadzwoniłaś? Martwiłem się...
- O Boże! Kompletnie zapomniałam! Przepraszam bardzo kochanie... - przerwała w połowie zdania, czego nigdy nie robi. 
- Halo? Andy? Jesteś tam? - spytałem.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać. - ostatnie co usłyszałem to były te słowa, oraz ogromny huk, a zaraz za nim nie przerywaną linię, zakończonego połączenia. 

Właśnie te chwile były dla mnie najboleśniejsze na świecie. Coś jej się stało. A ja nie mogłem nic poradzić. Dlatego teraz jestem tu gdzie jestem. Na lotnisku do L.A. razem z rodzicami An. 
- Samolot lotu 334 do Los Angeles będzie startować za godzinę, bardzo prosimy się udać do odprawy. - usłyszałem. Razem z państwem Collins wstałem i udałem się do bramek, które dzieliły nas od lotu do Andy. 

~ Szpital, Beverly Hills, Los Angeles~

Kiedy tylko wszedłem do holu, rzeczywistość uderzyła we mnie. Wszędzie ludzie z ciężkimi porażeniami, złamaniami lub ze zwykłymi ranami przez karambol, w którym uczestniczyła. Jednak nigdzie jej nie widziałem, nigdzie jej uśmiechu, który mówiłby - jest dobrze, nie musisz się o mnie martwić chociaż wiem, że ją to boli jak diabli. Nigdzie tych uspokajających niebieskich jak ocean tęczówek, które zawsze pocieszały mnie, gdy byłem nawet w najcięższym stanie. Nigdzie. Gdzie ona jest? Co jeśli nie żyje? Nie zniósłbym tego. Ona jest dla mnie wszystkim. Nie miałbym dla kogo żyć. Jedyne co by fani widzieli, to fałszywy uśmiech, którego z łatwością mogę się pozbyć od razu, jak tylko zejdę ze sceny, by zatopić się w swoich smutkach. 
- Czy jesteście rodziną kogoś z ofiar? - dopiero teraz zauważyłem, że tu stoi. Niska brunetka z okularami na nosie i fartuchem zawiązanym pod samą szyję. Jako, że byłem jedynym, który mógł się odezwać, zacząłem tłumaczyć.
- Jestem narzeczonym Andrey Collins, a to są jej rodzice. - przemówiłem z gulą w gardle. Nie sądziłem, że kiedykolwiek, słowa "Jestem narzeczonym..." będą mnie boleć. Amanda i Fred spojrzeli na mnie z wielkimi oczami. Nic dziwnego. Nie zdążyliśmy im powiedzieć, ale kogo to teraz obchodzi? Moja miłość życia najprawdopodobniej teraz umiera, a oni się martwią tym, że odpowiedziała "tak" na nasze małżeństwo?
- Właśnie przechodzi operacje, więc państwa zapraszam do poczekalni, chyba, że wolą zaczekać państwo zaczekać w jej pokoju? 
- Wy idźcie do jej pokoju, ja zaczekam w poczekalni, jakby coś się działo to wam przekaże. Lepiej, żebyście trochę odpoczęli. - powiedziałem. Po tym, jak Pani Willis zaprowadziła moich przyszłych teściów to pokoju mojego motyla, wzięła mnie pod rękę i posadziła w krześle w poczekalni. Ona jest za tą salą. Walczą o nią, ale czy im się to uda? Dopiero teraz dotarł do mnie ogrom tej sytuacji. Rozpłakałem się. Schowałem twarz w dłonie. Jak do tego doszło? Jak to możliwe? Gdyby ze mną nie rozmawiała, przez ten głupi telefon, nie siedziałbym tu teraz. Zauważyła by tego pierdolonego kierowce i nic z tego by się nie stało. Siedziałbym w Londynie i wymyślał jakąś nową głupią piosenkę na głupi album. Ona - najprawdopodobniej czytałaby książkę i zastanawiała się, jakby to było, gdyby była bohaterką książki. Nie mogę dopuścić, by coś jej się stało. Złamałoby to mnie na zawsze. Kiedy już chciałem poddać się nowej fali łez usłyszałem otwierające się drzwi. 
- Kto jest tu z rodziny panny Andrey Collins? - natychmiast podniosłem się z siedzenia i podszedłem do doktora.
- Jestem jej narzeczonym. 
- Zapraszam do gabinetu - powiedział. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Rozglądałem się po ścianach i co chwilę zaczepiałem na czymś wzrok, by tylko nie myśleć o najgorszym. Przez ułamek sekundy, zobaczyłem ją. Jak przewożą ją do sali, jak śpiącą królewnę. Bo tak wyglądała. Jakby tylko spała. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy po przeciwnych stronach biurka. Dr. Phil przez chwilę milczał, aż zaczął mówić. 
- Urazy Panny Collins były dość poważne, ale nie aż tak, by sobie z nimi nie poradzić. Miała lekko zmiażdżoną rękę i dostała urazu głowy. Z ręką już sobie poradziliśmy, ale jak się obudzi, nie będzie mogła nią wymachiwać na prawo i lewo, co oznacza, że nie będzie mogła nic robić na scenie. Powinna wybudzić się w ciągu paru godzin do dwóch dni. Jej ciało na początku musi się zregenerować, a później zobaczymy co się stanie. - Nie musiałem więcej słuchać. Przeżyje. Żyje. Moje maleństwo żyje i będzie żyć. Razem ze mną. Podziękowałem doktorowi i skierowałem się w kierunki sali Andy.

~Andy's POV~

Przeżyłam. Naprawdę. Czuję promienie słońca na swojej twarzy, czuję ciepło bliskości ciała, a przede wszystkim czuję jego zapach. A może śnię? Nie. To nie może być sen. Wszystko wydaje się zbyt realnie. Dajesz Andy! Uda ci się! Otwórz te swoje głupie oczy i sama się przekonaj! Po kilku trudnych próbach, otworzyłam je i napotkało mnie bardzo jasne światło. Po kilku sekundach przyzwyczaiłam się do tego i zauważyłam nieznajomą twarz nad sobą. Chciałam krzyknąć, ale nic nie wyszło z moich ust. Lekko obróciłam głowę i zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Harry'ego pocieszającego moją matkę. 
- Harry! Ale ona miała się obudzić po maks dwóch dniach a minęły już dwa miesiące! Jak ja mam niby spokojnie tu siedzieć i nic nie robić? 
- Pani Collins, zawsze trzeba wierzyć, bo inaczej co by nam zostało? - zawsze był ze mną mimo wszystko. - Myślisz, że mi jest łatwo? Muszę promować nową płytę, cały czas zamartwiając się, czy może moja narzeczona się nie obudziła, nie mogę przestać mieć tej głupiej myśli, że ona nigdy się już nie obudzi z mojej głowy, ale dopóki jej serce działa i mam pewność, że żyje nie przestanę wierzyć. - po tych słowach łzy zaczęły spływać mi po twarzy, chyba tym zwróciłam ich uwagę. 
- Andy - wyszeptali oboje naraz. Harry szybko wybiegł z sali i zawołał lekarza. Mama podbiegła do mnie i zaczęła całować moje policzki i płakać jeszcze bardziej. Zaraz do mojej sali zbiegło się trzech lekarzy i tyle samo pielęgniarek. Zadawali mi wiele pytań, na które musiałam odpowiadać. Na szczęście stwierdzili w końcu, że potrzebowałam po prostu trochę więcej czasu na wyzdrowienie niż sądzili. Cóż, jeśli liczyć dwa miesiące pomyłki, jako małą pomyłkę to się zgadzam. Po chwili moi rodzice wyszli z mojej sali i został w niej tylko Harry. 
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem - to były jego pierwsze słowa przed tym jak mnie pocałował. Rozmawialiśmy przez kilka godzin, opowiadał mi co się działo na świecie, gdy ja wolałam sobie spać, jak to ładnie ujął. Wykorzystali piosenkę, którą napisałam podczas X Factor do ich nowego albumu. Sama wbrew pozorom nie zeszłam z afisza. Aktualnie jestem najbardziej googlowaną osobą na świecie oraz w każdym programie plotkarskim przynajmniej raz musieli o mnie lub nas wspomnieć. Także teledysk do Candyman wyszedł, który nakręciła, przed wyjazdem do L.A. jakoś tydzień temu i teraz wszędzie go puszczają. Wszystkie moje inne porażenia, które miałam na wskutek wypadku już zniknęły. Cieszyłam się, że Harry nie traktował mnie teraz jak porcelanę, tylko tak, jakby to wszystko się nie zdarzyło. Zawsze będę miała go przy sobie, na dobre i na złe. Dlatego, to dla mnie największa radość, że już niedługo będę jego na zawsze.
_________________________________________________________
Ten koniec kompletnie mi nie wyszedł T_T
A więc tak! Wiem, że krótko i najprawdopodobniej mnie teraz nienawidzicie, ale baaaardzo was przepraszam! Miałam straszliwie mało czasu na napisanie rozdziału. Mam nadzieję, ze wam się spodobał! 

kocham was straszliwie mocno xx
@lolxx15

2 komentarze:

  1. awwww piękny! pisoenka dodała nastroju i wiesz jak bardzo na niego czekałam bo pisałam ci wczoraj i ciesze sie ze tak sie skończyło! dziekuje za rozdział! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z @Jade Bowtie piosenka dodaje nastroju. Rozdział świetny, dobrze że wszystko się ułożyło, czekam na następny. / Anaa. xx

    OdpowiedzUsuń